21 września| NINIWA Team

Górskie Bałkany, dzień 19-20. O psie, który chodził z NINIWĄ

Po przejściu ponad 400 km po Bałkanach, śmiałkowie z NINIWA Team wracają do Polski autostopem...

Dzień 19. Najlepszy przyjaciel człowieka

Śpimy w sali u Franciszkanek. Jestem pobudkowym, więc nie wychodząc ze śpiwora, turlam się po śpiących piechurach. Ze śpiworów dobiegają jęki.

Myślę że na miejscu jest przedstawienie chronologicznych wydarzeń z udziałem naszego czworonożnego Piotrka (historia tego imienia jest jak historia różowego swetra z gruszką), który spędził z nami 9 dni. Pies raczej lichej postury i niespecjalnie urodziwy:

1. Dołączył się do nas w Kalinoviku. Przeszedł z nami na nocleg, gdzie następnie szczekał pół nocy między namiotami, czekając aż ktoś wyjdzie z namiotu żeby go zakopać pod drzewem.
2. Mimo przeganiania kolejnego dnia, nie daje za wygraną. Idzie dalej z nami.
3. Powoli przyzwyczajamy się.
4. Idziemy, a na drodze jest stara rozjechana kupa. Piotrek postanawia się w niej wytarzać. Czyni to długo i z pasją. Można się zastanawiać dlaczego, ale po co drążyć.
5. Brak mu wrażeń, więc wskakuje pod auta. W końcu mu się udaje. Odtąd żałośnie skacze na 3 łapach, czwarta łapa wyłączona z użytku.
6. Idziemy 40min, 10 min przerwy. Taka wyprawowa zasada. Od pewnego momentu gdy Pjoter widzi jak wstajemy kończąc przerwę, żałośnie kwili. Śmieszkujemy z tego, nikt się nie przyznaje, ale tak naprawdę wszystkich serduszko uwiera.
7. Piechurzy nie zakopali, auto nie rozjechało, więc nasz dzielny Pudelbull Kuternoga dalej szuka wrażeń. W ciągu 3 dni próbowały go zagryźć 2 psy. Tzn. gdyby nie piechurzy uzbrojeni w kije trekkingowe, to by go zagryzły, bo i ze zdrowymi nogami wyglądał licho.
8. Dochodzimy do Medugorje, gdzie Piotrka nadepnął gruby pielgrzym.
9. Piotrek włamuje się do zakrystii sanktuarium w Medugorje, gdzie jest nasz duszpasterz. Ojciec Dominik udaje, że nie ma pojęcia czemu ten bezpański pies tak do niego merda ogonem.
10. Śpimy u Franciszkanek. Karmią go, mówią że go przygarną, ale i tak idzie za nami 3km od zakonu, gdzie łapiemy stopa do Chorwacji.
11. Ostatni stopa łapią Wojtek P. i Kasia. Odjeżdżając Wojtek robi zdjęcie smutnemu Piotrkowi.
12. Wszyscy mamy nadzieję, że znalazł drogę powrotną do Franciszkanek i tam się zadomowi na dobre. Inaczej może być krucho, bo ten pies jest zaprogramowany na samozagładę.

Wszyscy szczęśliwie dojeżdżamy stopem do wybrzeża w Chorwacji.

Wojtek Sontag

Operacja MIR – Górskie Bałkany 2022, dzień 19-20

Dzień 20. Słońce, morze, plaża – wakacyjnie

Po wczorajszym żmudnym dla niektórych stopie szczęśliwym trafem śpimy w sali wyposażonej w łóżka przy sanktuarium Matki Bożej z Lourdes w Makarskiej, pomimo tego, że początkowo mieliśmy spędzić noc w namiotach.

Godziny pobudki (jak to w końcu na wakacjach) dzisiaj nie wyznaczono, ale i tak większość z nas budzi się około 8 by śniadanie zjeść nad morzem. W tych warunkach otoczenia nam „ludziom lasu” wszystko smakuje wyśmienicie.

Makarska to połączenie gór i morza, co razem daje naprawdę niesamowity efekt. Ubrana w wakacyjną sukienkę i kapelusz czuję się prawie jak turystka, choć stan skóry na moich stopach wyraźnie temu zaprzecza. Pierwsi śmiałkowie wskakują do wody, która dopiero po chwili okazuje się ciepła. Słońce, palmy, plaża, czego nam więcej trzeba? Agnieszka nawet w wodzie cytuje Koheleta, co jest niewątpliwym efektem Krzyśkowych pobudek.

Jedynym wspólnym punktem dnia ma być msza święta o 18:00 oraz uwielbienie, poza tym każdy może robić to czego dusza zapragnie. W południe stwierdzam, że w gruncie rzeczy zbyt długie plażowanie nie jest dla mnie, więc razem z Emilką postanawiamy ruszyć w miasto. Dołączają do nas Bartek, Michał, Artur i Szymon. Spacerujemy klimatycznymi uliczkami zmierzając w stronę centrum. Jemy lody wymieniając się smakami i dziwiąc się nagłej zmianie naszego położenia i totalnej odmianie warunków życia. Uśmiechnięci co chwilę znajdujemy miejsce warte uwiecznienia, dlatego robimy dużo wspólnych zdjęć.

Idziemy dalej, podchodzimy na punkt widokowy i pod kościół św. Piotra, który okazuje się zamknięty. Zatrzymujemy się na obiad w lokalnej restauracji. Naleśniki z lodami, czekoladą i bitą śmietaną smakują nieziemsko. Pan kelner całkiem nieźle radzi sobie z językiem polskim, czym zwraca naszą uwagę. Jako prawdziwi Polacy (jakże by inaczej!) oglądamy chwilę mecz Barcelony, w którym gra Lewy. Czas nagli, trzeba wracać.

Po drodze wymieniamy się uwagami na temat zmian jakich dokonalibyśmy w swoim sprzęcie, gdybyśmy szli na wyprawę jeszcze raz.

Mszę świętą przeżywamy w języku chorwackim przy grocie Matki Bożej z Lourdes, która jest centralnym miejscem sanktuarium, które de facto nie ma kościoła.

O 19:30 rozpoczynamy uwielbienie dziękując Bogu za spędzony wspólnie czas i wszystko czym nas po drodze obdarował. Po nim razem z Emilką i Martyną truchtamy do sklepu po drobne zakupy i kartony, które są niezbędne do podróży stopem. Obładowane wracamy i wręczamy pozostałym zdobyte atrybuty.

W powietrzu czuć już początek wyścigu autostopowego. W ruch idą sprawne ręce i markery pisząc niezbędne punkty pośrednie potrzebne w dotarciu do ojczyzny. Gdzieś po kątach każdy w swojej parze obgaduje strategię – część naszej to flaga narodowa, a ojca Dominika sutanna…

Zbieramy się do snu z nadzieją na pomyślny powrót. Do zobaczenia w Kokotku!

Miejsce noclegu: Sanktuarium Matki Bożej w Lourdes

Kasia Sosna