Na pełnym Baku, dzień 4. Czwarty dzień, czwarta granica
Rumunia zaskakuje nas jakością dróg. Niektóre nawierzchnie są tak nowe, że dopiero malują na nich pasy.
Aromat kawy unoszący się nad placem zabaw zachęca nas do wyjścia z namiotów. Pani mieszkająca w sąsiedztwie, zgodnie z wczorajszą zapowiedzią, przynosi nam kilkanaście kaw, dzięki czemu lepiej znosimy monotonię pierwszego odcinka.
Na 115-tym kilometrze dojeżdżamy do czwartej granicy, tym razem z Rumunią. Przechodzimy szybką kontrolę i gubimy jedną godzinę, wynikającą ze zmiany strefy czasowej. Będąc jeszcze jedną nogą na Węgrzech, a drugą w Rumunii, Szymon orientuje się, że złapał „gumę”.
W poszukiwaniu cienia na szybką naprawę znajdujemy idealne miejsce na spędzenie przerwy obiadowej i Mszę. Odpoczywamy w ogrodzie dużego gospodarstwa, którego właściciel posiada 3,5 tys. ha pola.
Zachwyceni przerwą, kontynuujemy jazdę po bardzo dobrych rumuńskich drogach. Niektóre nawierzchnie są tak nowe, że dopiero malują na nich pasy.
Czy mogło nas jeszcze coś zaskoczyć? Otóż tak! Znajdujemy bowiem nocleg na podwórku z widokiem na basen i stado bocianów. Dzień kończymy już tradycyjnym karaoke, któremu tym razem towarzyszą fajerwerki.
Julia Haneczok, Anna Szafarczyk
Bilans dnia:
- dystans: 169 km
- średnia prędkość: 20,8 km/h
- czas jazdy: 12h 50m
- suma przewyższeń: 190 m
Nocleg: Biled (ROU)