Na pełnym Baku, dzień 17. Czy to Śląsk?! Nie, to tureckie kopalnie węgla
Gdyby nie skaliste góry wokół, czulibyśmy się jak w Bytomiu!
Dzień rozpoczynamy trudnym i długim dystansem (prawie 60 km) – pokonujemy go w zawrotne… 5 h. Czy tego chcemy czy nie, teren skutecznie hamuje nasze dwie kolumny. Podjazdy są męczące i strome, a zjazdy nie zawsze pozwalają na rozpędzenie się do następnej górki.
Z dobrych wiadomości: w „górniczym” miasteczku (gdyby nie skaliste góry wokół, czulibyśmy się jak w Bytomiu) witamy z powrotem autostopowiczów!
Drugi odcinek trasy od sklepu do przerwy obiadowej nad morzem ma na szczęście tylko 30 km. Kąpiel, (prysznice są płatne, więc niektórzy słoną wodę spłukują za pomocą bidonów), obiad, zakupy i mobilizacja do wyjazdu z tłocznego miasteczka.
Nocleg udaje się znaleźć dopiero po 20:00. Mieszkańcy miasteczka wskazują nam polankę za rzeką wpadającą do morza. Minusem jest dostęp do noclegu – musimy zejść po stromej ścieżce. Myjemy się w rześkiej wodzie i zbieramy się na Mszę, którą o. Patryk odprawia już po zmroku.
Zasypiamy przy szumie fal, a jutro musimy się zmobilizować, by sprawnie wspiąć się z rowerami z powrotem do drogi.
Bilans dnia
- dystans: 121 km
- średnia prędkość: 15,4 km/h
- czas jazdy: 7h 53m
- suma przewyższeń: 2373 m
Nocleg: Kurucaşile (TUR)