To nie miało prawa się wydarzyć
Jest mi głupio kiedy zapominam o tym dniu, bo wiem, że to nie był zwykły przypadek. Nie mógł być. 7 […]
Jest mi głupio kiedy zapominam o tym dniu, bo wiem, że to nie był zwykły przypadek. Nie mógł być.
7 maja 2017, koniec długiej majówki. Wracam na Śląsk z Mazur, w połowie pociągiem w połowie samochodem. Pierwszy raz na żaglach za mną, było super. Dojeżdżam do domu około 2 w nocy. Idę spać, bo następnego dnia, trzeba wstać do pracy na 7.00. Będzie mniej niż 5 godzin spania, ale przecież nie takie rzeczy się już robiło.
Budzę się. Godzina 6.50. Do pracy mam półtora kilometra, już nie zdążę na piechotę. Szybko się ubieram i wsiadam do samochodu. 400 metrów, zakręt i długa prosta. Rozpędzam się do 80 km/h. Myśli z niewyspania uciekają gdzieś daleko. Nagle czuję szarpnięcie na kierownicy, myśli wracają na swoje miejsce. Jedyne co widzę przed sobą to słup. Odbijam instynktownie kierownicą w prawo, wjeżdżam do lasu… Seria wstrząsów, dużo huku, samochód w końcu staje w miejscu. Przednia szyba popękana, na masce leży pień drzewa. Ja siedzę i trzymam kierownicę. W szoku, ale bez zadrapania czy siniaka. Powoli dochodzi do mnie co się właśnie stało.
Wychodzę z wraku samochodu. Patrzę i analizuję przebieg wypadku. Ocknął mnie krawężnik, odbiłem kierownicą, żeby nie uderzyć słup energetyczny, wleciałem między drzewa. Jakimś cudem, nie uderzyłem czołowo w żadne z dużych. Przejechałem przez las kilkadziesiąt metrów odbijając się bokami o kilka większych drzew i kosząc kilka mniejszych, na końcu podbijając leżący pień. Patrzę na dwa pierwsze drzewa, na których zostawiłem obydwa lusterka i nie wierzę, że tam zmieścił się samochód.
Te wspomnienia co jakiś czas wracają i zawsze jest mi głupio, że nie pamiętam o nich ciągle. Wspomnienia wróciły i dzisiaj, kiedy w Ewangelii drugi raz z rzędu jest mowa o znakach. To nie ściema, ktoś może mi próbować wmówić, że rozmnożenie chleba 2 000 lat temu to fikcja, oprócz wiary nie mam argumentu, żeby tego bronić. Ale nikt mi nie podważy znaku, który dostałem osobiście. W wieku 22 lat dostałem drugą szansę i obietnicę. Przeżyłem, mimo że wcale nie musiałem. I zrozumiałem, że moje życie jest dla Boga ważne i że muszę je dobrze przeżyć.
Nie wierzę, że to był przypadek. Prawdopodobieństwo takiego przebiegu mojego wypadku jaki faktycznie się wydarzył, porównałbym do szansy trafienia 6 w lotto. Po wszystkim samochód oddałem do kasacji. To był cud.
Marcin Szuścik