10 kwietnia| Artykuły

Popularność

Piłka rządzi. Nożna oczywiście. To bezdyskusyjnie najpopularniejszy sport świata. W ogóle jedna z najpopularniejszych rzeczy pod słońcem. Ktoś policzył, że […]

Piłka rządzi. Nożna oczywiście. To bezdyskusyjnie najpopularniejszy sport świata. W ogóle jedna z najpopularniejszych rzeczy pod słońcem. Ktoś policzył, że liczba jej fanów oscyluje wokół powalającej liczby czterech miliardów. Czyli połowa globu, łącznie z niemowlakami lajkuje futbool. Rekord chyba nie do pobicia. W Złotej Dziesiątce królów polubień na FB większość to śpiewający celebryci. Dwoje z nich już nie żyje. Królowie reggae i popu – Marley i Jackson. Śmierć nie przeszkadza im zdobywać kolejnych polubiaczy. Święci popkultury, można by rzec. W tej topowej dyszce jest tylko/aż dwóch sportowców. Nie ma zaskoczenia. Messi 76 milionów. Ronaldo – 106.

Lajkoobsesja mówi nam coś bardzo istotnego. Kluczowa jest dziś rozpoznawalność. Popularność, medialność. Zwał jak zwał. To jeden z najcenniejszych surowców świata. Cenniejszy niż złoto i platyna. To on daje zainteresowanie twoją osobą, a to z kolei napędza całą tą machinę pieniądza i sukcesu. Gwarantuje życie. Cokolwiek tutaj pod tym pojęciem się kryje. Bo jak mawiał kumpel gladiatora Maximusa: WŁADZĘ MA TEN KOGO KOCHA TŁUM.

Popularność ważniejsza niż jakość

Jak popularny gościu przy okazji też coś potrafi, to już mamy full wypas. Ale smutna prawda czasów jest taka: chcesz wyciągnąć Kowalskiego z domu, musisz zwabić go czyjąś popularnością. Fachowcy bez nazwiska raczej Kowalskich mało obchodzą. Takie to sprytne mechanizmy współczesnej kultury sprawiły, że jarają nas głównie zalajkowani do bólu chłopaki i dziewczyny z plakatów. 

Absurd

Można się zżymać, że tylko ta piłka i piłka. Jest tyle innych dyscyplin, nie mniej interesujących, widowiskowych, superowych. Takich, gdzie często Polacy odnoszą znacznie większe sukcesy niż piłkarze. Siatkarze za mistrzostwo świata 2018 (trzecie w historii i drugie z rzędu) otrzymali nagrodę w wysokości 200 tysięcy dolarów. Piłkarze nożni za uzyskanie tytułu najgorszej drużyny świata na rosyjskim mundialu dostali 2,8 miliona dolarów. Czyli kilkanaście razy więcej. 🙁

A kto zna Waldemara Marszałka, motorowodniaka? Siedmiokrotny mistrz świata, pięciokrotny mistrz Europy, czterdziestokrotny mistrz Polski. Określany legendą polskiego sportu. Do dzisiaj żaden zawodnik na świecie w tych klasach nie zdobył tylu medali co on. Ma swoją gwiazdę na Alei Gwiazd we Władysławowie. Co z tego? Pewnie nikt nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby robił zakupy w hipermarkecie. A wyobrażacie sobie co by się działo, gdyby w takim miejscu pojawił się podrzędny, znany z reklam i szkolnych zeszytów 16 kartkowych zawodnik Polskiej Drużyny Narodowej? No można się zżymać. Ale prawa tego biznesu, gdzie popularność jest paliwem absolutnie podstawowym, są twarde jak tytan. Ale nie aż tak twarde. 

Da się

Zapytałem kiedyś młodego człowieka w czasie trwania mundialu 2018 czy ogląda. Powiedział, że nie. Meczy z Polakami też nie? – pytam dalej. Przeczącą kręci głową. Wtedy zadaję absolutnie hipotetyczne pytanie: a gdyby Polacy grali w finale, też byś nie oglądał?Nie. – Dlaczego? – Nie kręci mnie to po prostu. I tyle. 

Odkrycie sezonu – tytanowe prawo masowej popularności jest do rozbicia. Nie trzeba lubić tego co wszyscy. Nie trzeba robić tego co wszyscy. Nie trzeba być takim jak wszyscy. Teraz to już mam tak, że jak ktoś robi wielkie oczy i pyta: nie znasz tego???!!!  mam jakąś satysfakcję. Jakieś śladowe przynajmniej poczucie odporności na zmasowany atak promocyjnych maszyn kroczących. Nie wiem czy to sprawa wieku, czy bardziej zwykłego przesytu tym co obrzydliwie popularne i ekstremalnie zarąbiste. Coraz większy pociąg mam w sobie do tego co nieznane i niewypromowane. Niepopularne i niemasowe. A jednocześnie piękne, cenne i inspirujące. Często nawet bardziej.

Jest tego tyle, że głowa mała. Od kultury i sportu, przez żywienie i ciuchy do miejsc, gdzie można spędzić wakacje życia ever. Bo może nie wszyscy wiedzą, ale poza Zakopanem, Władysławowem, Grecją i Turcją jest cała reszta świata. Nieodkrytego. Nie wiemy o nim, bo tam jeszcze nie dotarł Wielki Biznes.

Po raz kolejny

Budzi się u ludzi ta świadomość. Ta tęsknota za czymś jeszcze nienamaszczonym przez współczesną cywilizację. Oj, budzi się coraz bardziej. Być może jesteśmy świadkami rodzenia się największej rewolucji w historii. Nie przeciw jakiemuś rządowi czy dyktatorowi. Nawet nie przeciw jakimś obowiązującym normom czy ideom. Myślę o rewolucji przeciw cywilizacji jako całości. To trochę globalny paradoks. Bo niby cywilizacja robi wszystko, by człowiekowi było lepiej. A jest coraz gorzej. O tym, że każdą cywilizację czeka upadek pisałem (zobacz Poza systemem). To mechanizmy dawno odkryte i potwierdzone. Historia lubi się powtarzać, bo każdą z nich łączy jeden wspólny czynnik. Słabe, głupie ludzkie serce.

Ale załóżmy, że ludzie przestaną się żywić w hipermarketach. Uderzą do małych, niezależnych producentów zdrowej żywności. Albo sami będą uprawiać i hodować swoje jedzenie. Od razu będą zdrowsi. Apteki i lekarskie gabinety stracą klientów co zachwieje potęgami farmaceutycznymi. Załóżmy, że ludzie masowo będą opuszczać facebooka. Wrócą do klasycznych relacji face to face. Zamiast siedzieć godzinami przy laptopie będą się spotykać przy herbacie rozprawiając o byle czym. Globalna epidemia reklamy zacznie infekować coraz mniej osób, co wcześniej czy później odczują wszelacy producenci, firmy i wielkie korporacje. Wyobraźmy sobie, że większość społeczeństwa telewizor wyrzuci na śmietnik. Politykom i sportowcom zajrzy w oczy widmo anonimowości. A to oznacza dla nich śmierć. Wyobraźmy sobie, że mundialu nie ma w telewizji, bo nie ma telewizorów. Piłka nożna staje jedną z dziesiątek dyscyplin sportowych obok krykieta czy palanta. Ultra popularność piłkarzy przeminie z wiatrem, a ich wynagrodzenia z astronomicznych honorariów stopnieją do normalnych wypłat….

Taka wizja wydaje się być utopią większą niż klonowanie dinozaurów. Ale całkiem realne jest budowanie odporności na różne kulturowe wirusy. Najskuteczniejszą kuracją jest życie poza siecią i mediami. To do znudzenia powtarzana fraza. Ale prawdziwa jak mało co. Kumpel stwierdził wiele lat temu, że internet to od czasu wynalezienia koła najbardziej rewolucyjna rzecz. Aż trudno uwierzyć, że w każdej chwili możesz z niego wyjść. Póki co. 

Adam Szefc Szewczyk

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.