pl.wikipedia.org
24 sierpnia| Wiadomości

Andrzej Juchniewicz OMI o sytuacji na Białorusi: „Nie mogłem trąbić, więc ściągnąłem piosenkę „A mury runą…” po rosyjsku (…) Puszczałem ją na całej głośności”

Z o. Andrzejem Juchniewiczem OMI, oblatem pracującym na Białorusi, rozmawia o. Paweł Gomulak OMI: Jesteś z pochodzenia Polakiem, ale urodziłeś […]

Z o. Andrzejem Juchniewiczem OMI, oblatem pracującym na Białorusi, rozmawia o. Paweł Gomulak OMI:

Jesteś z pochodzenia Polakiem, ale urodziłeś się na Białorusi – i z tego, co wiem, czujesz się patriotą białoruskim. Chciałbym zatem zapytać Ciebie jako obywatela Białorusi, co czujesz w obecnej sytuacji?

Rzeczywiście, wywodzę się z rodziny Polaków kresowych, rodziny mocno wiązanej z ziemią grodzieńską, ruchem AK na tych terenach, z powstaniem i działalnością Związku Polaków na Białorusi. Z tego jestem dumny i tym się szczycę. Jednocześnie w obecnej sytuacji, kiedy dzieje się krzywda konkretnym ludziom na Białorusi, kiedy jestem sam osobiście dotknięty tymi sprawami, tematy narodowościowe odchodzą na drugi plan. Obecnie dla mnie liczy się godność ludzi bez głosu, którzy cierpią i nie mają ratunku znikąd oraz walka o prawdę, która jest skrywana i przeinaczana. Nie mogę milczeć wobec takiej sytuacji w kraju. Bardzo się tym martwię.

Obecnie dla mnie liczy się godność ludzi bez głosu, którzy cierpią i nie mają ratunku znikąd oraz walka o prawdę, która jest skrywana i przeinaczana. Nie mogę milczeć wobec takiej sytuacji w kraju. Bardzo się tym martwię.

Szczerze mówiąc, być może też bym pozostał w domu, przeglądał nerwowo strony internetowe i czytał aktualności z jakimś lękiem o siebie, o parafię, że jak się odezwę, to być może jakoś się to odbije negatywnie na innych ludziach, zaszkodzi innym… Gdyby nie wydarzenie, które sam przeżyłem.

Byłem w tych strasznych dniach 10-12 sierpnia na Grodzieńszczyźnie na kilka dni w domu rodzinnym. Głosowałem tam razem z rodzina. W niedzielę wyborczą wieczorem pojechałem do Grodna. Protestujący byli w centrum na rynku miasta. Przyłączyłem się do nich. Za jakieś kilkanaście minut pojawili się „OMONowcy” (odpowiednik polskiego ZOMO). To była ściana z tarczami, która się zbliżała. Wiele osób zaczęło dochodzić. W pewnym momencie na placu zostałem sam z reklamówką w ręku. A ściana się przybliżała… Odszedłem powoli i usiadłem na pobliskiej ławce w parku. Gdybym nie usiadł, to by mnie spałowali. Wyszukiwali tych, którzy byli z flagą biało-czerwono-białą (prawdziwa historyczna flaga Białorusi). Nad głowami latał dron, stąd wiedzieli, gdzie i kto ucieka. Nie zostałem jednak tam za długo. Już w ten wieczór OMON zapełniał busy i ciężarówki transportowe ludźmi, znęcano się nad nimi. Ludzie wokół po prostu bezsilnie na to patrzyli…

Następnego dnia także pojechałem na protesty. Tym razem centrum miasta było odizolowane: drogówka zmieniła kierunki i blokowała dojazd. Całe miasto huczało. Auta na znak protestu dawały sygnały dźwiękowe. Dosłownie wszyscy… Oczywiście ja też. Do tego stopnia, że mi przepalił się klakson.

źródło: (pg)/oblaci.pl

Cały tekst przeczytasz na stronie oblaci.pl >>

Marcin Szuścik

Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.