Czy Steczkowska zasługuje na Eurowizję?
A może pytanie należy odwrócić – czy to Eurowizja zasługuje na Steczkowską? To bez wątpienia ważna postać polskiej rozrywki. Swoje pięć minut ma już za sobą (obiektywnie rzecz biorąc, bo być może sama artystka uważa, że najlepsze wciąż przed nią), ale pewnie większość z nas „Dziewczynę szamana” kojarzy. Poznajmy ją zatem nieco lepiej – i Steczkowską, i Eurowizję, i piosenkę, która dała Steczkowskiej wjazd na eurowizyjne salony. Będzie też o najpopularniejszym polskim sporcie narodowym, czyli o hejcie.
Maria
To jej drugie imię. Czyli komplet zabrzmi: Justyna Maria Steczkowska. Urodzona w Rzeszowie w 1972 r. A to znaczy, że obecnie jest dumnym członkiem Klubu 50+. Jej mama Danuta była nauczycielką muzyki z tatarskimi korzeniami. Oj, jakże wiele to tłumaczy. Tacie poświęcę osobny akapit. Bo to też wiele tłumaczy.
Justyna Maria była książkowym przykładem dzieciaka posłanego do szkoły muzycznej. Na skrzypce. Liceum ukończyła w 1991 r. i dostała się do Akademii Muzycznej w Gdańsku. I teraz uwaga – na zakończenie liceum Justyna zagrała nie byle co, bo koncert D-moll Henryka Wieniawskiego. Chcecie przenieść się w czasie i posłuchać nieznanej jeszcze wtedy nikomu Justyny Steczkowskiej skrzypaczki? Mamy to.
Pożegnanie ze skrzypcami
Studiowania skrzypiec na Akademii Muzycznej w Gdańsku wytrzymała dwa semestry. Już wtedy wiedziała, że chce śpiewać. Więc Justyna zdecydowanym ruchem przestawia zwrotnicę swojej artystycznej kariery. I tutaj mamy zimny prysznic.
Zajawiona na śpiewanie Steczkowska próbuje dostać się do różnych szkół, gdzie mogłaby swoje śpiewacze aspiracje realizować. Próbuje do Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Próbuje na Wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Próbuje na Wydział Wokalno-Aktorski Akademii Muzycznej w Gdańsku. Jednak w żadnym z tych miejsc szanowne komisje egzaminacyjne nie poznają się na jej talencie. Gdyby wtedy wiedzieli, kogo nie przyjmują…
Córka księdza
To prawda. Justyna Steczkowska jest córką księdza. Księdza Stanisława Steczkowskiego. Historia jedna z wielu. Szanowany ksiądz Stanisław zakochuje się w przykościelnej chórzystce Danucie. Zdarza się. Uczucie jest tak silne, że ksiądz Stanisław dla swojej miłości i rodzących się dzieci postanawia zrzucić sutannę i zająć się rodziną. Łatwo nie jest, a najfajniej mówi o tym siostra Justyny Agata:
Moja mama nie uwiodła mojego taty. Tato kochał mamę. Jakby jej nie kochał, nic by z tego nie było. Oni ten związek zbudowali na miłości, zrozumieniu i przyjaźni. Jedno za drugim poszłoby w ogień pomimo absolutnie różnych charakterów. My – ich dzieci, byliśmy tylko dodatkiem do tej miłości.
Rodzice Justyny długo czekali, aż Kościół pozwoli im zawrzeć małżeństwo sakramentalne. Doczekali się w końcu i w 1998 roku stanęli przed ołtarzem. Stanisław umiera trzy lata później. Czy ktoś ma ochotę rzucić kamieniem? Bo ja nie.
Kariera
Zanurkowałem w Wikipedii. Mój Boże, ileż tego jest! Nie dałem rady przeczytać wszystkiego, ale odniosłem wrażenie, że Justyna Steczkowska to szczególny przypadek nadaktywności w polskim showbiznesie. Tak jakby wciąż jej było mało. Jakby była artystką wciąż nienasyconą. Śpiewa, komponuje, pisze, gra. Bywa aktorką filmową i teatralną, prezenterką telewizyjną, projektantką mody i fotografką. Od jazzu, przez ethnic, po rocka. Od Ciechowskiego po Możdżera. Od wielkich projektów muzycznych po bycie twarzą Mokate. Od śpiewania dla Jana Pawła II po bycie dziewczyną Playboya…
Platynowe i złote płyty, kilka Fryderyków, Wiktorów, Słowików, Telekamer i wiele wiele innych takich. Do tego kilka wygranych procesów sądowych oraz imponująca działalność charytatywna. No i te legendarne cztery oktawy. A wszystko zaczęło się od „Boskiego Buenos” w Opolu…
Eurowizja 1995. Podejście nr 1
W maju 1995 Justyna Steczkowska reprezentuje Polskę w 40. finale Konkursu Piosenki Eurowizji w Dublinie. Zaśpiewała wtedy utwór „Sama” i zajęła 18. miejsce.
Pierwsza taka w historii
Steczkowska dostała drugą szansę. Nie jest pierwszą artystką w historii, która powraca na konkurs. Ale jeszcze nikt przed nią nie miał tak długiej przerwy. Nietrudno policzyć, że Justyna wraca na eurowizyjną scenę po 30 latach. Nieźle.
Eurowizja 2025. Podejście nr 2
Już wiemy. Polskę w Bazylei reprezentować będzie ponownie Justyna Steczkowska. Czy ma szanse na coś więcej niż 30 lat temu? Zobaczymy. Ale znając realia takich wydarzeń, mam do tego stosunek ambiwalentny. Dla Justyny to po prostu promocja. Medialny pik i podbicie wartości jej akcji. Każdy artysta o coś takiego walczy, bo to przekłada się na owoc jego pracy. I tego Justynie gratulujemy, bo to już ma. Miejsce w finale to sprawa drugorzędna.
Gaja
Czy piosenka „Gaja”, z którą Justyna Steczkowska jedzie podbijać Europę jest fajna? Kwestia gustu. Posłuchajmy.
Hm… Na pewno jest eurowizyjna, czyli (biorąc pod uwagę i fonię, i wizję) prowokacyjno-pogańsko-ekspresyjna. Czy podoba mi się muzyka? Nie. Śpiew Justyny? Nie. Tekst? Nawet spoko. Ale przyglądam się autorstwu piosenki. I jestem w szoku. Bo oto autorami tekstu są aż trzej tekściarze: Justyna Steczkowska, Patryk Kumór i Emilian Waluchowski. Serio trzeba aż trzech ludzi, żeby napisać składający się z kilku słów tekst?
Z muzyką jest jeszcze lepiej. Otóż do powstania tej prostej pieśni potrzeba było aż sześciu kompozytorów: Justyny Steczkowskiej, Patryka Kumóra i Emiliana Waluchowskiego, Dominica Buczkowskiego-Wojtaszek, Jana Bieleckiego i Hotela Torino.
Jak to było? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to znaczy, że chodzi o… No właśnie. Dobry tort, to i chętnych do podziału wielu.
Hejt
Zerknąłem na komentarze szanownych internautów, kiedy już było wiadomo, że Justyna Steczkowska wygrała. Generalnie hejt. Że piosenka dno, że wyjąca pięćdziesiątka, że układ i kasa itp., itd. To prawda, że hejt jest naszym sportem narodowym. Nie musi mi się piosenka podobać, nie muszę być fanem Eurowizji i pchaniem się w takie miejsca, ale dajmy ludziom żyć.
Steczkowska osiągnęła bardzo, bardzo wiele. Jest jedną z najbardziej utytułowanych polskich artystek. Wręcz jest ikoną polskiej sceny. Swoimi trofeami mogłaby zrobić porządne kariery wielu artystom. Czy kolejna Eurowizja jest jej potrzebna? Ja uważam, że nie. Ale to jej decyzja i należy to uszanować.
A kończąc, mam dwie refleksje.
Duet z Sanah
Zastanawiam się, kiedy do tego duetu dojdzie. Bo widzę, że duet z Sanah staje się pomału obowiązkowym punktem w karierze każdego szanującego się artysty. Tak jak kiedyś każdy szanujący się polityk koniecznie musiał mieć zdjęcie z papieżem Janem Pawłem II.
Zauważcie, że obie panie nieźle śpiewają i nieźle grają na skrzypcach. Może taki duecik wokalno-instrumentalny byłby fajnym pomysłem?
Apel
Pani Justyno, a kiedy już pani wróci z tej jakże karkołomnej i ogniowo-zawodzącej Eurowizji, proszę o więcej takiej nuty jak poniżej…

Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.