26 czerwca| NINIWA Team

Misja J 21 – Próba Bieszczad. Wspomnienia nowicjuszy

Oto jak oblaccy nowicjusze (i jeden prenowicjusz) wspominają wędrówkę po Bieszczadach. Przeczytajcie sami.

Odkąd tylko dowiedziałem się o planowanej wspólnotowej wyprawie w Bieszczady, nie mogłem się jej doczekać, gdyż lubię tego rodzaju aktywności. Pierwszy raz wędrowałem przez kilka dni z pełnym ekwipunkiem, co odczuwały moje barki od samego początku. Chociaż przejawiam tendencje samotnicze, jeszcze mocniej odczułem sens mojego powołania do życia we wspólnocie, i to tej oblackiej. W górskiej przyrodzie odbija się piękno samego jej Stwórcy, a człowiek w takich warunkach staje się szczęśliwszy. Jako fotograf wyprawy właśnie to starałem się uwieczniać.

Janek

Pochodzę z gór, więc na wieść o wyprawie w Bieszczady bardzo się ucieszyłem i oczekiwałem z wielką niecierpliwością dnia wyjazdu. Sama wędrówka po górach była dla mnie czasem niezwykłego spotkania z Bogiem w pięknie stworzonego przez Niego świata i ponownym odkryciem Jego wielkości i wszechmocy przez niesamowite dzieła, jakie stworzył z niczego. Był to dla mnie także czas umocnienia więzi z moimi kolegami z nowicjatu, ponieważ wędrując przez dużą ilość czasu w grupie mogliśmy wiele porozmawiać, a chwile spędzone w ich gronie już poza szlakiem, stały się dla mnie doświadczeniem prawdziwej wspólnoty.

Oskar

Przed wstąpieniem do nowicjatu, jako skaut Europy, kilka razy miałem możliwość uczestniczyć w różnych wędrówkach, zarówno samemu, jak też w grupie. Z tego powodu „Próba Bieszczad” od początku była dla mnie bardziej radością niż niechętnym obowiązkiem. Wyprawa ta dała mi wiele powodów do szczęścia. Po pierwsze mogłem zdystansować się do otaczającej mnie na co dzień rzeczywistości. Pozwoliła mi także odpocząć oraz nabrać sił. Udało mi się znaleźć więcej czasu na rozmowy ze współbraćmi, a także mogłem przemyśleć wiele spraw, szczególnie dotyczących mojej relacji z Bogiem czy mojego powołania. Ogólnie tych kilka dni, dało mi więcej, niż jestem w stanie opisać i polecam każdemu rzucić wszystko, wyłączyć telefon i pójść w góry.

Mateusz

Choć nie podchodziłem zbyt entuzjastycznie do tego, by na kilka dni rzucić wszystko i jechać w Bieszczady, to jednak cieszę się, że udało się tam wyruszyć. Choć wróciłem po tych kilku dniach trochę zmęczony fizycznie, to jednak cieszę się, że mogłem psychicznie odpocząć i doznać wewnętrznego relaksu.

Jakub

Wyprawę mogę zaliczyć do udanych. Choć na początku podchodziłem do niej sceptycznie, to już pierwszego dnia moje nastawienie się zmieniło. Mimo tego, że zmęczenie fizyczne z dnia na dzień się potęgowało, obecność współbraci i piękne widoki poprawiały moje samopoczucie. Był to także czas, kiedy mogłem głębiej pochylić się nad moim powołaniem oraz sam na sam porozmawiać z Panem Bogiem oraz usłyszeć, czego ode mnie oczekuje.

Dawid

Przed wyprawą byłem nastawiony do niej sceptycznie, wręcz negatywnie. Obawiałem się, że nie sprostam zadaniu, co ostatecznie spowoduje moją niechęć do tego typu wędrówek. Pierwszy dzień był dla mnie rzeczywiście trudny, ale do czasu. Wszystko zaczęło zmieniać się z dnia na dzień. Uświadomiłem sobie, że będę przecież szedł z moimi współbraćmi, a o wszelkie moje potrzeby zadbali przełożeni. Mój wzrok pozwolił mi napawać się pięknem ukształtowanym przez samego Boga, a całokształt „Próby Bieszczad” będę wspominał bardzo pozytywnie, i to z wielkim sentymentem. Ten tydzień dał mi wiele do myślenia. Przede wszystkim – oprócz zapierania się samego siebie – był to swoisty symulator tego, ile prawdziwy misjonarz musi się natrudzić, by dostać się do ludzi, którym chce pomóc. A takim przecież pragnę zostać…

Adam

 

Marcin Szuścik

Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.