30 sierpnia| NINIWA Team

Europa zdobyta!

Udało się! NINIWA Team dojechała do Danii i tym samym zdobyła wszystkie kraje Europy. 13 lat wypraw, 200 młodych, 56 […]

Udało się! NINIWA Team dojechała do Danii i tym samym zdobyła wszystkie kraje Europy. 13 lat wypraw, 200 młodych, 56 krajów (nie tylko europejskich) i jeden szalony ojciec oblat! Dziękujemy, gratulujemy, podziwiamy i bardzo się cieszymy.

Jako pierwsze podsumowanie przedstawiamy refleksje ojca Tomka zebrane po każdej z poprzednich wypraw.

Pierwsze 3 wyprawy

W 2007 roku zabrałem kilkunastu młodych ludzi, by rowerami pojechać do Wilna. Było to dla nas wyzwanie ponad nasze możliwości. Nikt nigdy nie był na takiej wyprawie, mieliśmy słabe rowery, żadnego doświadczenia i wokół wszyscy mi mówili, że to za duża grupa, że to niebezpieczne, że nie damy rady. Wyprawa zakończyła się sukcesem. Pamiętam dobrze pierwszy dzień tego wyjazdu. O godzinie 5.00, gdy mieliśmy wyruszyć, lało jak z cebra i pozostało tak już aż do wieczora. Po pierwszych kilku kilometrach okazało się, że dziewczyny nie wiedziały do czego służą przerzutki. Większość uczestników po raz pierwszy jechała obciążonym rowerem, wioząc na bagażniku sakwy, namioty itp. Grupa nie potrafiła jechać w kolumnie, bezpiecznie, jednocześnie wykorzystując tunel powietrzny. Tego dnia przejechaliśmy 170 km, tak samo następnego, i następnego, a potem jeszcze więcej. I tak się zaczęło. Rok później pojechaliśmy do Kijowa, potem do Rzymu, w między czasie kilka mniejszych treningowych wyjazdów takich jak Berlin, Czechy, Gorzów Wlkp., Warszawa. Nie było wśród nas żadnych sportowców, ale młodzi, zapaleni ludzie, którzy chcą w życiu czegoś więcej.

2010 po wyprawie do Jerozolimy

Jerozolima – jak dotąd największe wyzwanie! Z początku nikt nie brał tego poważnie. Jednak z biegiem czasu stawało się to coraz bardziej realne. Gdy w końcu do niego doszło, ludzie byli podzieleni, co do powodzenia przedsięwzięcia. Sami uczestnicy ruszyli z przekonaniem. Wiedzieliśmy, że przed nami coś porywającego, nieprzewidywalnego i zapierającego dech w piersiach. Wiele pytań kotłowało się w naszych głowach bez końca. Mieliśmy już trochę doświadczenia, jednak przedsięwzięcie było ogromne; piętnastu młodych ludzi, piętnaście rowerów, cztery tysiące kilometrów, trzynaście państw, dwa kontynenty… Pan Bóg. Święty Eugeniusz, gdy pisał o pracy z młodymi, tak się wyrażał: „Trzeba odważyć się na wszystko”, więc wyruszyliśmy do Jerozolimy. Ja osobiście czułem się jak Mojżesz wybierający się w podróż z Narodem Wybranym przez pustynię do Ziemi Obiecanej. Coś mi w głowie mówiło, że sam Mojżesz tam nie dotarł, ale lud przeprowadził. Decyzja i wyjazd dla mnie to prawdziwe zawierzenie.

Wyprawa do Jerozolimy poza wyraźnym celem geograficznym, jak wszystkie miała jeszcze inne założenie. Wewnętrznie miała umocnić jej uczestników na drodze pielgrzymowania do Niebieskiego Jeruzalem. Pokazać, że Bóg rzeczywiście prowadzi człowieka, że jest zawsze przy nim obecny. Pokazała nam też, bardzo wyraźnie i mocno, że życie jest i piękne, i trudne. Uczyliśmy się odkrywać Boga obecnego w otaczającym i każdego dnia zmieniającym się świecie, w każdym człowieku, w tych których spotykaliśmy, i w tych z którymi jechaliśmy. Z drugiej strony życie jest trudne, i tego trudu każdego dnia mieliśmy sporo do przezwyciężenia, ciągle nowe nieznane miejsca, brak pewnego lokum, często kiepskie warunki sanitarne. To pomogło nam cieszyć się z małych i prostych rzeczy. Jest to umiejętność dziecka, którą często w życiu się zatraca. Bóg jest zawsze przy nas, zawsze o nas się troszczy, i przez te małe rzeczy wyraża swą miłość. Doświadczaliśmy tego.

2011 Po wyprawie do Maroka

Zacznę od stwierdzenia: to była najtrudniejsza z dotychczasowych wypraw. Niestety ilość odbytych wypraw, przejechanych kilometrów, doświadczonych rowerzystów, nie idzie w parze z coraz to większą łatwością jazdy. Niektórzy na nas patrzą, jakby już nic nie było dla nas niemożliwym czy trudnym. Co za problem jechać gdziekolwiek po zeszłorocznej, bardzo udanej wyprawie do Jerozolimy? A jednak. Wspominając sentymentalną podróż do Ziemi Świętej, teraz naprawdę było ciężko. Dla mnie była to pierwsza wyprawa, podczas której kilka razy chciałem żeby się skończyła. Ta wyprawa jest świadectwem żywej wiary. Wiary w trudnościach, wiary w pierwszeństwo Boga w tym świecie, w to, że to On o wszystkim decyduje, wiary, która jest decyzją oraz jest dowodem na istnienie Pana Boga.

Trudność Tour de Mazenod polegała na tym, że wyprawa nie kończyła się jednym konkretnym celem. Druga trudność, to ukształtowanie terenu i długość trasy. I jeszcze warunki higieniczne, często niełatwe. Spośród wszystkich wypraw, na tej najrzadziej udawało się nam znaleźć nocleg, podczas którego można było wziąć prysznic czy umyć się w ciepłej wodzie. Dzięki obecnym trudnościom oczywiście wartość wyprawy wzrastała. Na tych wyjazdach w zasadzie chodzi o trud, tym bardziej, że chcemy go ofiarować w konkretnej intencji.

2012 Po wyprawie na Nordkapp

Misja B XVI Nordkapp mi osobiście pokazała, że rutyna, nuda, brak oczekiwań, niespodziewanie się niespodzianek jest udziałem tych tylko, którzy nie decydują się wyruszyć w życie. Patrząc na życie ludzi przez pryzmat doświadczenia tej wyprawy okazuje się, że można żyć nie żyjąc. Można oddychać i nie mieć tlenu. Można jechać, a nie posuwać się naprzód. Można się posuwać w latach, a się nie rozwijać. Patrzeć, a nie widzieć. Słuchać, a nie słyszeć. Potrzeba decyzji. Samo nic się nie dzieje. Samo może toczyć się życie wokół nas, i świat i ludzie, ale my bez decyzji nie będziemy wzrastali w życiu, w człowieczeństwie, w miłości. Musimy się zdecydować.

2013 Po wyprawie na Syberię

Po co kolejna wyprawa? Czy tylko po to, żeby jechać dalej, w kolejne, nowe nieodkryte miejsca? Tak. Po to, żeby jechać dalej, dalej we wzrastaniu w miłości, dalej w uczeniu się siebie, odkrywaniu samego siebie. To prawdziwe, twarde, realne rekolekcje. Niejednokrotnie brutalne stawanie w prawdzie o sobie. To bardzo praktyczne uczenie się Boga, który jest Miłością. To wielka sztuka akceptowania drugiego człowieka takiego jakim jest i przyjmowania go. Rzeczywiste rzeźbienie charakteru, nabieranie zdolności budowania relacji, wyrażania siebie. W końcu to odkrywanie Bożej obecności we wszystkim.

2014 Po wyprawie w Nieznane

W Nieznane… Szalony pomysł? Po co? O pokój? Jaki to ma sens? Poważne niezrozumienie nawet od osób, od których oczekiwałoby się zrozumienia. Trudniej decydować się młodym, żeby pojechać. Nie ma elementu, którym można zaimponować. Nie można powiedzieć, że jadę w wakacje rowerem na Syberię, na Nordkapp czy do Jerozolimy albo Maroka. Inni mówili, daj sobie spokój. Znów się komuś coś stanie. Czy ci nie wystarczy? Po co ryzykujesz? Trudna decyzja na wyprawę… w Nieznane.

W tym roku nie mieliśmy konkretnego celu, ten codziennie wyznaczali nam internauci. Sama droga ma sens. Jest nieustannym dynamizmem, jest nieustannym życiem, jest prawdą, że nie można nie żyć. Można źle skręcić, nawet przez jakiś czas można się cofać, ale nie możemy zatrzymać serca. A nawet gdyby, to biegu życia duszy nie powstrzymamy. Droga uczy przyjmowania wszystkiego dobrego i złego, droga uczy pokory poddania się swoim ograniczonością, swemu małemu sercu i umysłowi, uczy podejmowania wyzwań, podejmowania ciężaru, podjazdów, przeciwności. Droga sama w sobie ma wielki sens.

Dlaczego rower? Nie wiem. Tak już od lat.

2015 Po wyprawie na Wyspy Brytyjskie

Radość Życia – to już IX wyprawa grupy NINIWA Team. Podróż wymagała od każdego z nas wielkiej otwartości na to, co się wydarzy. Na tym polega Radość Życia. Przyjmować. Wyprawa na Wyspy uczyła tego, że Bóg każdego dnia hojnie nas obdarowuje. Radość nie wynika z posiadania, ale z umiejętności przyjmowania i oddawania. Chodzi o to, żeby mieć w sobie wolność. Bardzo często podczas tej wyprawy niespodziewanie znajdowaliśmy się w miejscach, gdzie było nam bardzo dobrze. Cała sztuka polega na tym, żeby umieć te sytuacje przyjąć, podziękować Bogu, ale nie zatrzymywać tego, nie zatrzymać się, nie stać w miejscu. Gdybyśmy się uparli i chcieli zatrzymać daną chwilę, moglibyśmy to zrobić, ale Bóg ciągle chce nam dawać więcej. Dlatego trzeba jechać dalej. Dokładnie tak samo jest w życiu. Żeby żyć, trzeba być, a nie mieć. Korzystać z tego świata, a nie go posiadać. Radość życia – żyć to kochać.

2016 Po wyprawie wokół Morza Czarnego

Wokół Morza Czarnego. Daleko? Ktoś się dziwił: jak można pojechać wokół morza? Gdy stajesz na jego brzegu, wydaje się, że jest tak duże, że nie ma końca. My często bardzo blisko siebie ustawiamy granice, pomniejszamy swój świat. Sama kula ziemska wcale nie jest aż tak duża, a nasze życie powinno wybiegać dużo dalej, niż sięga jej horyzont. Ta wyprawa bez rekordu kilometrów przejechanych jednego dnia, bez zdobytych szczytów wysokości, na jakie wjeżdżaliśmy, uczyła w zwykłych zmaganiach i słabościach patrzeć dalej, widzieć więcej i przyjmować Bożą miłość. Mieliśmy rekord chorób na wyprawie, rekord awarii rowerów, rekord kontroli policji i chyba rekordy okazji, żeby odkrywać, że nasze myśli nie są myślami Bożymi, a nasze drogi – Bożymi drogami. Dostaliśmy rekord okazji, w których mogliśmy z zaufaniem i wdzięcznością przyjmować Boga, choć Jego działania nie były po naszej myśli. Konkretna lekcja pokory, czyli życia w prawdzie. Bóg czasem musi ustawić nas do pionu i robi to na różne sposoby.

2017 Po wyprawie wokół Islandii

Gdybym napisał, że wyprawa na Islandię była jedną wielką wyprawą przygotowawczą, to czuję, że jej 54 uczestników mogłoby mieć do mnie żal. Trudno. Narażę się. Operacja Rozpoznanie – Nowy Początek to była jedna wielka rowerowa wyprawa przygotowawcza. Przepraszam.

Zewnętrznie wyjazd był niezwykle surowy, bardzo surwiwalowy. Ze wszystkich naszych wypraw podczas tej było najzimniej. Gdy kończyliśmy jazdę około godziny 19–20, na dworze było kilka stopni. Gdy wstawaliśmy rano – niewiele ponad zero stopni, a czasem i mniej. W ciągu dnia w słońcu było trochę cieplej, ale silny wiatr, deszcz i wilgoć nas nie rozpieszczały. Do tego dochodziła największa jak dotąd liczba uczestników – 54 osoby.

Oprócz zimna klimatu doświadczyliśmy także zimna ze strony mieszkańców wyspy. Przejechaliśmy już na rowerze 52 różne państw i trzeba przyznać, że najmniejszy kontakt z miejscową ludnością mieliśmy na Islandii. Mieszkańcy są zmęczeni turystami, których w sezonie jest kilka razy więcej niż tubylców. W przybyszach nauczyli się widzieć tych, na których można zarobić. Jeśli chodzi o szacunek do ludzkiego życia, to występuje tu największa w Europie liczba aborcji w przeliczeniu na mieszkańców. Może też dlatego nie było dla nas miejsca. Wiemy, że gdzie nie ma miejsca dla Boga, tam nie ma też miejsca dla człowieka. To nie był łatwy wyjazd. Był bardzo surowy.

2018 Po wyprawie do Santiago de Compostela

Cieszę się z doświadczenia kolejnej wyprawy. Jeśli chodzi o rowery, to już dwunasty wyjazd. Kolejni młodzi ludzie. Wiem, że podejmują tam wiele decyzji, że odkrywają to, co ważne. W naszych wyprawach chodzi o życie. Celem nie jest jeżdżenie na rowerze. O życie nam chodzi. Celem jest życie. Nasze wyprawy bardzo sprzyjają refleksji nad nim. Podobnie jak w życiu, tak i w nich nie da się wielu sytuacji przewidzieć. Jesteśmy zależni od innych. Od ich sił, zdolności, zaangażowania. Od tego, co mogą nam dać, i od tego, czym my możemy się z nimi podzielić. Jesteśmy też zależni od czynników zewnętrznych – infrastruktury, pogody, ukształtowania terenu i wielu innych. Tak jak nie da się do końca ogarnąć wyprawy, tak też nie da się ogarnąć życia. Można jednak – i trzeba – kształtować postawy. Trzeba według jakichś kryteriów podejmować decyzje. Ważny jest wybór wartości.

o. Tomasz Maniura OMI

Już dzisiaj zapraszamy na przywitanie rowerzystów do Kokotka w sobotę 7.09. O 16.00 Msza święta w rowerzystami w kościele parafialnym w Kokotku, o 17.15 pierwsze opowieści z wyprawy na plaży przy OCM.

Marcin Szuścik

Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.